WIERSZE I OPOWIADANIA NASZYCH PISARZY
Zosia i pierniki
Pewnego ranka Zosia małaochotę na pierniczki miała,ale była ciut za małai do miski z pierniczkami nie dosięgała.Rudym łebkiem ruszyłai dynię sobie podstawiła.Do smakołyków się dostałai cały dzień się nimi objadała,a wieczorem się pochorowała.Teraz wie Zosia mała,dlaczego babcia tak wysoko w szafcepierniczki chowała.
Vanessa Bada
Cat sparty
Pewnego wieczoru koty dom opanowałyi cats party zorganizowały.Mleczko piły i tańczyły, aż...się zmęczony i na fotel się położyły.Gdy właściciele domu wrócili,kotki za porządek i grzeczne zachowanie pochwalili.
Vanessa Bada
Wycieczka do lasu
Dzieci do lasu się wybrałyi z zachwytem śpiewu ptaków słuchały.Nagle... szelest usłyszały i... kolegę ujrzały.Był to Kaziu, równy gość,którego nikt nigdy nie miał dość.Kaziu przyniósł koc (bo był bystry chłop)i jedzonka wziął też stos.Piknik dzieci urządziły.Fajnie się bawiły,ale w pewnym momencie ...za rodzicami zatęskniły.Cały ekwipunek spakowały i do domu się udały.
Kimberly Bada
Mała myszka
Myła sobie myszka mała,która mieszkać, gdzie nie miała.Z każdego kąta duże myszy ja przeganiałyi stale się z niej wyśmiewały.Gdy filiżankę stara ujrzałaposłanie w niej sobie wygodne zorganizowała.Była szczęśliwa, bo choć maławielkie serce miała.I starej filiżance nowe życie dała,a sama ciepłe łóżeczko dostała.
Kimberly Bada
W pomieszczeniu wielka szafa się znajduje,
ciemno tu, brudno tu, dziwnie tu,
staromodna tapeta i zioła
które suszyły się od wiosny, dynie, śliwki.
Lecz ja interesuje się z moim króliczkiem jedynie szafą.
W niej seria konfitur i dżemów tak słodkich jak cukier,
ciasteczka jak zawszę obowiązkowo,
soki tłoczone z dziadkiem,
filiżanki i kubeczki od których roi się w domu.
Autor: Cecylia Chełmińska
Niesamowita przygodaOd dwóch tygodni trwały wakacje. Przy ulicy Czekoladowej 15 w Warszawie świeciło słońce, rozgrzewając betonowe podwórze. Z daleka było słychać dźwięk ulicy.Z pierwszego piętra wyglądał Jacek, pulchny chłopiec z rudą czupryną. Uśmiechał się do dziewczynki, która właśnie wyszła na podwórko. Patti, bo tak miała na imię dziewczynka, właśnie wyszła na podwórko ale od razu zawróciła, gdyż uznała, że jest stanowczo za gorąco. W domu Patti siedział jej brat Tomek i oglądał telewizję.- Mam dość! - krzyknęła Patti. Tomek aż podskoczył z wrażenia.- Ale czego masz dość ? -zdziwił się Tomek. Przecież jest cudownie. Nie ma szkoły i są wakacje-odparł Tomek.- Ciągle siedzimy w domu-powiedziała niezadowolona Patti.- Przecież sama wiesz, że tata ma dużo pracy i nie ma czasu żeby z nami podróżować- powiedział Tomek.Patti poszła do swojego pokoju i trzasnęła drzwiami. Dziewczynka dobrze wiedziała, że tata nie może ich nigdzie zabrać ale ona tak strasznie by chciała. Nagle zadzwonił dzwonek. Patti zerwała się i od razu pobiegła do drzwi. To był Jacek z wielkim plecakiem.- Mam dla ciebie niespodziankę! Jedziemy na biwak- wykrzyknął Jacek. Patti aż podskoczyła z radości. Zaraz potem przyszedł Tomek.- Naprawdę nie mogę uwierzyć - powiedział.Zaraz potem dzieci zaczęły się pakować. Z początku nie wiedziały co zabrać, bo nigdy nie były na biwaku ale na szczęcie pomógł im tata Jacka. Na następny dzień dzieci spotkały się na przystanku autobusowym wsiadły do autobusu. W autobusie Patti przez całą podróż klaskaław dłonie, co denerwowało nieco chłopców ale ostatecznie dało się znieść. Gdy dotarli na miejsce rozbili namiot i rozpalili ognisko. Było już późno więc dzieci zabrały się do przygotowania kolacji. Po kolacji przyjaciele chcieli już iść spać ale nagle zobaczyli, że w krzakach coś się poruszyło. Patti schowała się za Jacka i Tomka. Nagle z zarośli wyłoniła się para oczu. Dzieci zobaczyły ślimaka ale to nie był taki zwykły mały ślimak. On był wielkości małego psa. Chłopcy zaczęli uciekać do namiotu ale Patti nie uciekała, podeszła do ślimaka.- Patti nie zbliżaj się do niego - krzyknął Tomek. Dziewczynka jednak, nie posłuchała brata. Wyciągnęła rękę do ślimaka a on polizał ją swoim długim językiem. Dziewczynka zachichotała i pogłaskała ślimaka po jego skorupie. - Od dziś masz na imię Karol- powiedziała. Następnego dnia dzieci poszły na długi spacer po lesie z Karolem. Gdy zbliżyły się do pewnej jaskini zobaczyły tuzin gigantycznych ślimaków.- Karolu czy to twoja rodzina zapytała Patti. Karol pokiwał głową.Cała rodzina ślimaków wypełzła z jaskini. Chłopcy trochę się bali. Szczególnie Tomek wydawał się bardzo zaniepokojony. Nie lubił oślizłych stworzeń. Kiedyś jako małe dziecko został sam na sam, z bardzo sympatycznym małym buldogiem. Niestety pies, bardzo się ślinił, ciesząc się na widok małego chłopczyka. Owa ślina spływała na Tomka. Teraz na wspomnienie tego wydarzenia chłopiec wzdrygnął. Ślimaki jednak były bardzo sympatyczne i przyjazne, co przełamało opór Tomka. Wszyscy wspólnie spędzili miło popołudniowy czas. Patti ciężko było się rozstać z Karolem, bo bardzo się do niego przywiązała, pomimo krótkiego czasu.- Żegnaj Karolu- powiedziała Patti cała zapłakana. Ślimak odchodząc do swojej rodziny dał Patti małe zawiniątko. Dziewczynka rozpakowała podarunek i zobaczyła, że w środku jest mały kamyczek z pięknym wzorkiem. Nie mogła w to uwierzyć, że Karol dał jej coś tak pięknego. Ucałowała goz całej siły.Cała trójka musiałą szybko się spakować bo zaraz miał przyjechać ich autobus. Gdy czekali już na przystanku Patti zobaczyła w krzakach parę oczu ale musiała wsiadać już do autobusu. W drodze pytała Jacka i Tomka czy to możliwe aby zobaczyła Karola. Myślała o tym przez całą drogę do Warszawy, wspominając miłe chwile spędzone z ślimakami. Będąc już w domu, rozpakowała zawiniątko, spojrzała na kamyk, uśmiechnęła się do siebie i uznała, że to był super weekend.
Autor: Laura Golla
Patii tajemnica starego kredensu
W 1940 roku pewna mała dziewczynka Patrycja Stanley-miała 10 lat. Niedawno przeprowadziła się do babci, która mieszkała w Wotton, małej wsi w Anglii. Przeniosła się tam, ponieważ w Londynie trwały naloty bombowe i jej rodzice postanowili, że na wsi będzie bezpieczniej niż w centrum tak wielkiego miasta.
Pewnego słonecznego poranka Pati obudziła się w swoim nowym pokoju, do którego jeszcze nie zdążyła się przyzwyczaić. Był on o wiele większy niż jej dotychczasowy, który mieścił się w małym mieszkaniu w londyńskiej kamienicy. Uradowana zeskoczyła z łóżka, po czym ubrała się i postanowiła pójść do kuchni znajdującej się piętro niżej. Babcia przygotowała kanapki i zostawiła dla niej list, w którym było napisane: “Jestem w ogrodzie, jak zjesz śniadanie, to możesz pozwiedzać dom, całuski – babcia”. Szczęśliwa Patrycja szybko skończyła jeść, umyła naczynia i postanowiła się rozejrzeć po domu. Willa miała: parter, 2 piętra oraz strych. Na samym dole znajdowały się: kuchnia, spiżarnia, salon i jadalnia. Na dwóch pięterkach zaś: łazienka, czytelnia, 5 pokoi sypialnych oraz wielki balkon z widokiem na pola uprawne. Na strychu umiejscowione były różne stare szpargały. Podczas zwiedzania domu jej szczególną uwagę przykuł piękny, stary kredens. Znajdował się on w małej komórce przystosowanej do przetrzymywania jedzenia. U góry w meblu znajdowały się: różnorodne dzbaneczki, fikuśne filiżanki oraz dżemy i nalewki, zaś na dole szafka - była zamknięta. Miała pięknie zdobiony mały otworek na kluczyk. Pati postanowiła spytać o niego, aby móc sprawdzić, co się w nim znajduje. Starszą panią, która zajmowała się pieleniem ogródka, znalazła w ogrodzie.
-Co tam, skarbie? -zapytała babcia.-Czy wiesz, gdzie jest kluczyk od kredensu? -zagadnęła ją dziewczynka.-Niestety nie, jak kupiłam dom od poprzedniego właściciela, on powiedział, że też kluczyka nie posiadał -odrzekła.
Załamana panienka postanowiła, że na strychu na pewno znajdzie się coś ciekawego do roboty. Już po chwili znalazła się więc na schodach, a po minutce była na miejscu.-Jak tutaj pięknie! -zawołała uradowana. Poddasze było drewniane, a z dachu wystawała słoma. Jedynym źródłem światła okazało się małe okienko. Przy ścianach były umiejscowione różnorodne kartony, pudełka oraz inne starocie, a u szczytu stała wielka stara komoda z książkami i albumami. Nagle pewien zabłąkany promyk słońca padł prosto na małą szparę pomiędzy lekturami, a w niej coś zabłysnęło. Niedługo po tym Patrycja w ręku trzymała mały, cudaczny kluczyk, który miał identyczne zdobienia jak uchwyty kredensu! Od razu postanowiła sprawdzić swoje przeczucia, a już po chwili była w spiżarce i wkładała swoje znalezisko do dziurki w kredensie.
-Pasuje -wyszeptała dziewczynka. Powoli otworzyła szafkę, a jej oczom ukazały się: pięknie zdobiona lupa, mapa całej posiadłości, a na niej plan willi oraz stary list. Notatka ta brzmiała następująco: “Witaj,drogi poszukiwaczu! Jeśli czytasz tę wiadomość, wiedz, że na pewno już nie żyję. Nazywam się dr Leon Williams, jestem dawnym posiadaczem tego gospodarstwa. Cały dorobek mojego życia przekazuję Tobie, ale ponieważ został skrupulatnie ukryty, nie jest łatwo do niego dotrzeć. Do rękopisu dołączam mapę ze wskazówkami niezbędnymi do odnalezienia skarbu. Życzę Ci powodzenia! 12.05.1884 roku.” Po przeczytaniu Pati oniemiała. Nie miała zielonego pojęcia, co ma z tym zrobić, ale jedno wiedziała na pewno. Jej babcia nie mogła się o niczym dowiedzieć! Patrycja postanowiła przejrzeć pozostałą zawartość znaleziska. Na planie domu widniał mały, czarny krzyżyk. Od razu zorientowała się, że miejsce to znajduje się w czytelni przy kominku! Dziewczynka zamknęła więc pospiesznie kredens na klucz, a całą jego zawartość zabrała do siebie do pokoju. W sypialni list schowała pod poduszkę, aby nikt go nie znalazł. Zadecydowała, iż sprawdzi miejsce tajemniczego znaku. W pokoju bibliotecznym, wokoło zabytkowego paleniska, w którym ogień nie został zapalony od około siedmiu dekad, nie znajdowało się nic wyjątkowego, co strasznie zdziwiło dziewczynkę. Gdy Pati rozmyślając chodziła po całym pomieszczeniu, pewna stara klepka od podłogi podejrzanie głucho puknęła przy postawieniu na niej nogi. Może wydawać się trochę dziwne, że tak delikatnie inny ton przykuł uwagę dziewczynki, ale w domu była taka cisza, że usłyszała to bez większego problemu. Uklękła na zimnych deskach, po czym lekko podważyła ręką kawałek podłogi. Jej oczom ukazała się mnadgryziona zębem czasu kartka. Napisana na niej była następująca wiadomość “Widzę, że wykazałeś się pomysłowością i zaradnością, ponieważ znalazłeś następną podpowiedź. Jesteś już bardzo blisko znalezienia mojego skarbu. Znajduje się on na strychu za miejscem pełnym wiedzy i mądrości. Pozdrawiam, dr Leon Williams. 12.05.1884” Dziewczynka od razu domyśliła się, gdzie ukryta jest owa tajemnicza rzecz. Wystarczyła minutka, by Patrycja trafiła na najwyższe piętr domu. Według niej ten zagadkowy obiekt znajdował się za starą komodą, ponieważ umiejscowione były na niej rozmaite książki i atlasy, które jak każdy dobrze wiedział, były skarbnicami nowych wiadomości oraz nauk. Pati zorientowała się, że szafa będzie dla niej za ciężka, więc postanowiła, iż najpierw zdejmie z niej wszystkie publikacje oraz lektury. Po tym zabiegu z łatwością ją przesunęła. W ścianie znajdowało się dosyć spore wgłębienie, a w nim... pewna stara księga oraz krótki liścik o treści “Gratulacje - właśnie znalazłeś dorobek mojego życia! Jest to książka mojego autorstwa. Zawiera ona elementy fantastyczne. Nie mogę jej teraz opublikować – mógłbym trafić do więzienia lub okrzyknięto by mnie szaleńcem i zamknięto w szpitalu dla obłąkanych. Mam nadzieję, że Ci się spodoba i udostępnisz ją innym zainteresowanym podobnymi rzeczami – molom książkowym i czytelnikom. Pozdrawiam, dr Leon Williams. 12.05 1884.” Dzieło pana Williamsa nosiło tytuł “Kroniki magicznego lasu”. Dziewczynka posprzątała na strychu tak, aby nic nie odbiegało od dawnego jego wyglądu, po czym popędziła do swojego pokoju. Wygodnie usadowiła się na łóżku i wzięła się za czytanie. Patrycji tak spodobała się ta powieść, że dopiero po dłuższej chwili uświadomiła sobie, iż jest już ciemno! Nagle usłyszała kroki babci na schodach, więc szybko schowała listy pod poduszkę. Książkę postanowiła jednak zostawić, a raczej odłożyć na półkę nocną. Już po chwili starsza pani znalazła się w pokoju Pati, a ona udawała, że smacznie śpi. Była na tyle wycieńczona tymi poszukiwaniami, że faktycznie po chwili twardo usnęła.
Następnego dnia dziewczynka obudziła się bardzo wcześnie. Postanowiła, że jeszcze nie jest głodna i trochę sobie poczyta. Po 3 godzinach przyszła do niej zaniepokojona babcia i spytała, czemu nie było jej na śniadaniu. Patrycja ze stoickim spokojem wytłumaczyła jej, że po prostu książka ją wciągnęła. Po chwili znowu tkwiła z nosem w lekturze. Wtedy sobie coś uświadomiła i zdecydowała, że w przyszłości zostanie pisarką i będzie tworzyć opowiadania oraz opowieści fantastyczne. Oczywiście dla dzieci! Jednak przede wszystkim obiecała sobie, że wraz z wydaniem jej pierwszej książki światu ukaże się także dzieło dr. Leona Williamsa pt. “Kroniki magicznego lasu” - w ten sposób wypełni jego wolę. Pierwsza opublikowana historia to będzie opis jej własnej przygody pt. “Pati i tajemnica starego kredensu”.
Autor Lena Piotrowska kl.6a
Maleńki przyjaciel
Pewnego dnia, a dokładnie w niedzielę, pojechałam do domu mojej kuzynki Zosi, bo zaprosiła mnie na nocowanie. Ucieszyłam się, bo miałam u niej spędzić aż trzy tygodnie.
Od razu po tym, jak mama oznajmiła mi, że do niej pojadę, zaczęłam się pakować. Po dwóch dniach wakacji, kiedy jedliśmy kolację, nawiązał się niespodziewany dialog:
- Basiu, co byś chciała na urodziny? - zapytała ciocia.
- Jeszcze nie wiem - odpowiedziałam.
Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że za trzy dni są moje urodziny!
W środę wybrałyśmy się na spacer do lasu. Kiedy przechodziłam obok wielkiego, starego dębu, coś zaszeleściło. Gdy przyjrzałam się bliżej, zobaczyłam małą, brązową myszkę. Zauważyłam, że była bardzo chuda, więc wyjęłam kawałek sera z kanapki, którą ciocia przygotowała nam na drogę i położyłam obok drzewa. Zwierzątko szybko pobiegło po ser, chyba było bardzo głodne. Mama Zośki po naszym wielogodzinnym błaganiu i tak nie pozwoliła nam jej wziąć do domu i nakarmić. Gdy już wracałyśmy, myszka niespodziewanie chciała iść z nami – naprawdę chciała, bo nam to sama powiedziała. Ciocia nie mogła uwierzyć, że myszka umie mówić, zresztą ja i Zośka też. Jednak, gdy ciocia dowiedziała się, że myszka mówi, to pozwoliła jej z nami iść. Ciocia Ala była przyrodnikiem i uważała gadającą myszkę za nierealną, myślała też, że zwariowała, ale wiedząc, że my też ją słyszymy, odetchnęła z ulgą.
Na moje urodziny dostałam zastawę na stół, bardzo się ucieszyłam, bo była z porcelany. Gdy obudziliśmy się pewnego dnia, myszki nie było, więc poszliśmy do lasu, a dokładniej tam, gdzie ją znalazłam. Okazało się, że myszce tak się podobało u nas, że zabierała w walizkę ze swojego domku ubrania, piżamę, szczotkę do zębów, ulubioną maskotkę – nawet zabrała małe talerzyki z kuchni, stolik kawowy i fotel. Ja i Zośka zrobiłyśmy z domku dla lalek domek dla myszki. Bardzo jej się podobał z wyjątkiem tego, że z kranu w kuchni i w łazience nie leciała woda. Niestety, Zośka nie miała też łóżek dla lalek, więc pozwoliłam myszce spać w mojej najładniejszej filiżance. Na uchwycie zapaliła małą świeczkę, dałyśmy jej mały kocyk w kratkę, a ona z walizki wzięła sobie książkę. Byłyśmy zaskoczone, bo to oznaczało, że pewnie umie czytać. Dla pewności spytałyśmy:
- Myszko, czy ty umiesz czytać?
- Tak – odpowiedziała.
- A jaką książkę czytasz? -zapytałam.
- Przygody małego liska -powiedziała z zachwytem.
Chyba czytała już ją wiele razy - musiała jej się podobać. Założyła swoją ulubioną piżamkę i zaczęła lekturę. Nie wiem, czemu piżamkę, bo była pora obiadowa, ale jak chce w piżamce, to niech w niej czyta.
Następnego dnia od razu po przebudzeniu poszłyśmy z Zosią na plac zabaw. Myszka została w domu, bo dalej chciała czytać, mimo tego, że poświęciła na to całą noc. Gdy byłyśmy już na tym placu, to grałyśmy w klasy. Na zmianę ja skakałam – Zosia skakała, ja skakałam, ona skakała i nagle upadłam, a już za chwilę byłam w szpitalu.
- Czemu musiałam skręcić kostkę akurat w wakacje?! - zapytałam ze smutkiem i złością.
- Wypadki się zdarzają, Basiu - pocieszała mnie ciocia.
Pan lekarz powiedział, że muszę odpoczywać 4 dni i przez ten czas nie mogę biegać ani skakać. Gdy o wypadku dowiedziała się moja mama, kazała mi jechać do domu, ale ja nie chciałam, bo przecież musiałam zajmować się myszką. Powiedziała też, że jak już muszę się zajmować myszką, to chociaż mam dużo odpoczywać i słuchać się cioci Ali. Zgodziłam się, bo przecież nie miałam innego wyjścia. Następnego dnia Zośka przyniosła mi i myszce śniadanie do łóżka. Ja dostałam płatki na mleku, a myszka kawałek sera. Do picia Zosia przyniosła mi herbatę, a zwierzątko dostało mleko. Myślałam, że zwierzęta piją tylko wodę, ale mysz powiedziała Zośce, że lubi mleko, więc od tamtej pory dostawała je do posiłku.
Gdy noga mi już wyzdrowiała, ja, Zośka, ciocia Ala i nasz maleńki przyjaciel poszliśmy do rodzinnego miasta myszki, a tam wszyscy
śpiewali jakąś piosenkę:
“U małej królewny w dziurce
odbywał się wielki bal,
kto wygra z kocurem
królewny rękę ma”.
Zapytałam myszkę, czy zna tę piosenkę, a ona powiedziała, że śpiewają ją co roku, gdy odbywa się bal. Znów się zadziwiłam, bo nie wiedziałam, że myszki mają swoją królową i chodzą na bal, ale i tak już nic chyba mnie bardziej nie zadziwi niż myszka umiejąca mówić.
Gdy wróciliśmy do domu, zwierzątko opowiedziało nam o tym kocie, że jest: groźny, rudy jak lis i że ma przeraźliwe zębiska. Mój tata też nie lubi kotów, więc pewnie popierałby zdanie myszki. Bynajmniej ja i Zośka sądziłyśmy o kotach, że są: milusie, puchate i słodziutkie. Jak to usłyszała, zaprzeczyła z pełnym przekonaniem i zaczęła się ubierać w zbroję, żeby iść pokonać kocura. Spytałam myszkę, czy możemy z nią iść, ale się nie zgodziła, bo powiedziała, że będzie zbyt niebezpiecznie! W końcu pozwoliła nam dołączyć, ale tylko dlatego, że istniała szansa na pokonanie kocura przy współpracy z większymi od siebie istotami. Chciałyśmy popatrzeć i w razie czego pomóc myszce.
- Masz jakieś imię? - zapytałam, gdy szliśmy do dziurki królewny myszy.
- Tak, nazywam się Ben - odpowiedziała myszka. - Ale możecie na mnie mówić Benek.
Zgodziłyśmy się, bo czemu nie? Jak już przybyliśmy na konkurs, Benek od razu zakochał się w pięknej królewnie myszce. Każdy walczył z kotem, ale tylko Benek go zamęczył na śmierć, a gdy okazało się, że wygrał - poślubił królewnę i stał się królem. Nie zrezygnował jednak z mieszkania u Zośki. Zaprosił królową do domku dla lalek, który oddaliśmy myszce, królowa też narzekała na brak wody w kranach, ale się również zadomowiła. Następnego dnia zaś spytałyśmy:
- Królewno, a ty jak się nazywasz?
- Nazywam się Eleonora - odpowiedziała.
Chyba nie lubi swojego imienia, bo powiedziała je bardzo ponurym tonem.
W nocy myszka znowu czytała przygody małego liska i nad czymś myślała, potem powiedziała to swojej żonie, a następnego dnia poszła do swojego wujka, który miał wielką ciężarówkę. Pomogłyśmy spakować do niej domek dla lalek Zośki. Wtedy Benek nam powiedział, że się wyprowadzają, ale nigdy o nas nie zapomną.
I tak nasz maleńki przyjaciel zniknął gdzieś w ciemnym lesie, ale nie zapomniał o nas, bo co roku przysyłał nam list i swoje zdjęcie. Ja też nigdy o myszce nie zapomniałam i nigdy nie zapomnę!
Maja Piotrowska kl. 4b